Kalarepa Bistro w Opolu odwiedziliśmy dobrych kilka miesięcy po Kuchennych Rewolucjach. Różne są koleje losów lokali, które próbowała stawiać na nogi Magda Gessler. Tu udało się utrzymać poprzeczkę ustawioną podczas programu. Oberiba nadal rządzi, a jedzenie jest smaczne i nieszablonowe.
Magdę Gessler do Opola ściągnęli właściciele dawnej Caverna Cafe. Małżeństwo wróciło z Anglii, a zarobione pieniądze zainwestowało w biznes gastronomiczny. Niestety, lokal celujący w kuchnię brytyjską przyjął się słabo, Gessler urządziła go zupełnie na nowo, zmieniając nazwę, wnętrza, a przede wszystkim jedzenie. Teraz rządzi tu oberiba, czyli po śląsku kalarepa. Sprawdziliśmy, jak smakuje menu Magdy Gessler.
Restauracja jest malutka, w środku zmieściło się tylko kilka stolików, większość była zajęta, a więc goście najwyraźniej dopisują. Po wejściu w oczy od razu rzuca się duża lada wypełniona po brzegi kalarepą. Nie jest to tylko dekoracja. W trakcie naszej wizyty kucharka wychodziła je podbierać, żeby po chwili wypuszczać na salę już w formie dań. To takie w stylu Gessler. Podobnie jak świeże kwiaty na każdym stoliku, lokalne akcenty w wystroju, a także krótka i schludna karta. Zaglądamy więc do menu. Będziemy zamawiać z części, która powstała podczas programu, jak i „zwykłego” menu.
Na początek zupy, obowiązkowo więc śląska oberiba ze śmietaną z nieodległego Olesna. Mleczarnia zyskała sławę za sprawą swojej „Śmietanówki”, czyli bardzo oryginalnego likieru. Zupa jest łanie podana, z liściem kalarepy i łodyżką szczypiorku. W smaku kremowa i delikatna. Może nawet ciut za bardzo, przydałoby się tutaj coś na przełamanie, ale i tak smaczna.
Bardzo smakował nam opolski żurek z białą kiełbasą i jajkiem. Trudno znaleźć jakieś słabe punkty. Porządnie zrobiona i treściwa zupa. Taki żurek chciałoby się jeść częściej.
Z dań głównych pierwsze na stole pojawiły się rewolucyjne pielmieni faszerowane kaczką podane dość brawurowo… również z kaczką, ale w formie szarpanej w gęstym sosie. Może się to wydawać przesadą, ale smakowało bardzo dobrze (świetne ciasto w pielmieni), choć jest to danie dość ciężkie (pierożki dodatkowo pływają w maśle), no i prezentacja mogłaby być lepsza. Wizualnie mało atrakcyjny sos na połowie talerza wygląda tak sobie. Warto tu jednak tego spróbować.
Kolejne danie też powstało podczas rewolucji, a więc karkówka zapiekana w liściach kapusty z pure z topinamburu i surówką z kalarepy podawaną w wydrążonym warzywie, co bardzo fajnie wygląda, ale niestety wiąże się z tym, że spora część bulwy nie jest zjadana. Szkoda kalarepy. Sama surówka również ze śmietanką, smakowała fajnie. Śmietanki nie zabrakło też na talerzu z karkówką. Mięso było miękkie i dobrze doprawione, ale właściwie nie było go widać pod warstwą bardzo miękkich warzyw. Tu więc też można by pochylić się nad prezentacją, żeby nadążała nad smakiem. To danie chyba wypadło najsłabiej.
Za to prawdziwą przyjemność sprawił nam smażony pstrąg poliwodzki z Ozimka, a więc to też akcent regionalny. Ryba była zrobiona w punkt, krucha i delikatna, ze złociście zrumienioną skórką. Do tego fajnie pasujący pieczony ziemniak i surówka, rzecz jasna z kalarepy, ale tym razem z rzodkiewką. Całość na duży plus.
W Chrupiącej Kalarepie widać, że właściciele mocno wzięli sobie do serca rewolucyjną lekcję i bardzo starają się, aby goście zapewne w większości przyciągnięci tu przez ciekawość po obejrzeniu programu, chcieli ponownie wrócić po prostu na smaczne jedzenie. Póki co wygląda na to, że im się udaje.
Chrupiąca Kalarepa Bistro
Ul. Romana Horoszkiewicza 6
Na koniec rachunek: