Nie tak słynny jak Dubrownik czy Split, z pewnością równie piękny. Mieliśmy tylko jeden dzień na zwiedzanie Zadaru. Zdecydowanie za mało. W tym mieście można zakochać się od pierwszego wejrzenia, a potem tęskni się strasznie.
Zadar powala od samego początku. Nie ma wątpliwości, co chcieli przekazać budowniczowie renesansowej Bramy Lądowej prowadzącej do starego miasta. Skrzydlata bestia spogląda groźnie, choć inskrypcja na trzymanej przez niego księdze to pokojowe pozdrowienie. Lew Świętego Marka to symbol Wenecji, pod panowaniem której przez wieki znajdował się Zadar. Brama jest jednym z najcenniejszych zabytków Zadaru. Razem z system fortyfikacji brama została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Długo nie mogliśmy oderwać od niej oczu. Brama powstała na początku XVI wieku. Dzieje Zadaru sięgają jednak starożytności. To najstarsze zamieszkane nieprzerwanie chorwackie miasto.
Zaraz za bramą zaczyna sieć uliczek staromiejskich uliczek, które potrafią wciągnąć na wiele godzin. Nawet w ciągu upalnego dnia spacery są bardzo przyjemne – wytyczono je tak, aby pełniły jednocześnie rolę korytarzy powietrznych dla bryzy od morza. Nieprawdopodobne wrażenie robi zadarski bruk. Przez wieki polerowany podeszwami błyszczy niczym lustro.
Centralnym punktem starego miasta jest rzymskie forum. Od razu więc z renesansu robimy skok do starożytności. Na otwartym placu wyeksponowano liczne pozostałości z czasów, gdy Zadar stanowił ważny punkt na mapie rzymskiego imperium. Pierwsze wzmianki o mieście pochodzą już z VI wielu p.n.e. Wtedy osiedliło się tu plemię Liburnów, handlarzy i marynarzy. Niedługo później Zadar trafił pod panowanie rzymskie. Samo forum zostało wzniesione w czasach panowania cesarza Oktawiana Augusta w I wieku p.n.e. Do dziś zachowały się po nim tylko ruiny dawnych budowli, resztki kolumn i kamienne tablice z łacińskimi inskrypcjami, idealna sceneria do pamiątkowej fotki z wakacji. W sezonie forum jest pełne turystów, a mimo to nadal zachwycające. Jeśli wam się poszczęści, traficie na zacienioną ławkę. Łatwo się zasiedzieć.
Na dawnym forum góruje przedromański kościół św. Donata z IX wieku w kształcie rotundy. Zrobił na nas ogromne wrażenie.
Tu namacalnie widać, jak ścierały się wielkie historyczne epoki. Kościół wybudowano na podwalinach rzymskich budowli. Kościelne mury wyrastają wprost z rozbitych rzymskich kolumn. Komunikat jest czytelny nawet tysiąc lat później – imperium już się nie podniesie, nadeszła era chrześcijańskiej Europy.
Kościół św. Donata od dawna nie pełni funkcji sakralnych. Jest całkowicie pozbawiony wyposażenia. Do lat 50. ubiegłego wieku mieściło się w nim muzeum archeologiczne, później przeniesione do nowego gmachu nieopodal. Dziś kościół wykorzystywany jest jako sala koncertowa. Można więc podziwiać wyłącznie architekturę budowli. Warto poświęcić kilka kun na bilet wstępu, aby w surowych murach poczuć się jak zadarczycy przed wiekami.
W Zadarze daliśmy się porwać historii. Prosto z rzymskiego forum i kościoła św. Donata trafiliśmy do położonego tuż obok Muzeum Archeologicznego. Stała ekspozycja to spacer wśród prehistorycznych, starożytnych i średniowiecznych artefaktów związanych z miastem i regionem w połączeniu z dużą dawką informacji – są plansze w języku angielskim. W muzeum, mimo szczytu sezonu, panowała zupełna cisza i spokój. Można więc było stanąć w oko w oko z antycznymi posągami albo skupić się na detalach broni i biżuterii sprzed nawet kilku tysięcy lat. Dużą część eksponatów umieszczono bezpośrednio przed zwiedzającymi. Oczywiście nie ma mowy o dotykaniu, ale można się zbliżyć na odległość kilku centymetrów, więc jeśli lubicie historię, szykujcie się na sporą dawkę przeżyć. Tak też muzeum skradło nam połowę popołudnia, ale jak najbardziej było warto.
Zadar to przepiękne stare miasto i bardzo współcześnie urządzone nabrzeże. Znajdują się tu dwie słynne atrakcje turystyczne. Ich twórcą jest Nikola Bašić, ceniony chorwacki architekt. Pierwsza z nich, Pozdrowienie Słońca, to wielka, licząca 22 metry instalacja z paneli słonecznych, które w ciągu dnia chłoną promienie, by wieczorem oddać energię, mieniąc się fantazyjnymi barwami. Podobno zadarskie zachody słońca są najpiękniejsze w całej Chorwacji. Niestety, wczesnym wieczorem, gdy dotarliśmy na promenadę, instalacja była otoczona barierkami i niedostępna. I tak w pełni podziwiać można już dopiero, gdy nastanie noc.Nie mogliśmy tak długo zabawić w mieście. Za to drugie dzieło Bašića zobaczyć i usłyszeć mogliśmy w pełnej krasie.
To morskie organy, system 35 rur wbudowanych w kamienne schody, które wraz z uderzeniem fali wydają niesamowite dudniące dźwięki wydobywające się z rozmieszczonych na każdym korku otworów. Piękna muzyka Adriatyku. To kolejne miejsce w mieście, którym można stracić poczucie czasu. Na koniec został nam już tylko spacer promenadą na parking i pożegnanie z tym wyjątkowym miastem. Może kiedyś uda się tu jeszcze wrócić. Na pewno na dłużej.