W wielu domach utarł się zwyczaj, by myć świeże mięso przed gotowaniem. Jest to całkowicie bezcelowe, a wręcz może być szkodliwe.
W dawnych latach, gdy mięso kupowało się na bazarze lub bezpośrednio od hodowcy, opłukanie go pod bieżącą wodą mogło mieć uzasadnienie. Z higieną było kiepsko, na towarze mogły znajdować się różne stałe zanieczyszczenia, włosy albo ziemia – po prostu zwykły brud, którego nikt nie chciał w garnku. Prawdopodobnie to z tamtych czasów wywodzi się zwyczaj mycia mięsa. Dzisiaj, jeśli kupujemy je w zwykłym sklepie, nie ma to żadnego uzasadnienia.
Jak w rozmowie z Gazetą Wyborczą tłumaczy toksykolog Dr Jacek Postupolski, na świeżym mięsie, zwłaszcza kupowanym na wagę w tradycyjnym sklepie, mogą znajdować się niebezpieczne dla zdrowia bakterie i wirusy. W żadnym jednak razie nie można usunąć ich poprzez opłukiwanie wodą. Giną jedynie w wysokiej temperaturze (powyżej 70 stopni) podczas gotowania.
Myjąc mięso powodujemy jedynie, że drobnoustroje wraz z wodą rozbryzgują się po całym zlewie i wszystkim wokoło. Nawet po ubraniu. Mogą wtedy dalej się namnażać, stwarzając zagrożenie dla zdrowia. Jeśli wytrzemy wodę ścierką, każda powierzchnia, na której później jej użyjemy, może zostać skażona. Tym sposobem zupełnie nieświadomie roznosimy bakterie i wirusy po całym domu.
Mycie mięsa jest tym bardziej bezcelowe, jeśli kupujemy je w zamkniętym pudełku z lodówki w supermarkecie. W zakładach przetwórczych cały proces produkcyjny aż po zapakowanie odbywa się w ściśle kontrolowanej atmosferze ochronnej. Dodatkowo mięso jest naświetlane zabójczymi dla drobnoustrojów promieniami UV. Wkładając do zlewu sterylny produkt możemy tylko zakazić go bakteriami znajdującymi się w komorze, a nawet w kanalizacji.
Najlepiej więc po przyniesieniu mięsa ze sklepu od razu włożyć je do lodówki, wyjąć bezpośrednio przed gotowaniem i od razu rozpocząć obróbkę termiczną.