Gastronomia i branża turystyczna wracają do życia po zapaści wywołanej epidemią koronawirusa. Powoli zaczyna się też szturm turystów nad polskie morze. Niektórzy przeżyją szok cenowy.
Wirtualna Polska pokazała zdjęcie rachunku z nadmorskiej knajpki, które przesłał jej jeden z czytelników. Pan Paweł wraz z osobą towarzyszącą postanowił zjeść rybkę. Wybrał niezbyt ekskluzywną restaurację, o czym może świadczyć plastikowa zastawa, na której podano posiłek. Zamówił dwie porcje smażonego dorsza z frytkami i surówką – absolutny klasyk nad Bałtykiem. Bardzo zdziwił się, gdy zobaczył rachunek – opiewał na ponad 98 zł.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że restauracja chce zarabiać, a ceny nad morzem nie należą do niskich. Jednak 100 zł za kawałek rybki to przesada. Można tylko pokręcić głową – napisał pan Paweł cytowany przez Wirtualną Polskę.
Wysokie ceny mogą wynikać z tego, że przedsiębiorcy próbują odkuć sobie słabszy sezon. Inna sprawa to rosnąca inflacja, której efektem są rosnące ceny we wszystkich sektorach gospodarki. Wielu komentujących jest jednak zdania, że sto złotych za obiad dla dwóch osób w restauracji to nic nadzwyczajnego.