Gdy w wielkim słoju na parapecie zaczynają „mrugać” ogórki małosolne, to znak, że lato rozpoczęło się już na dobre. Mało co może się równać z ich smakiem!
Żadne ogórki sklepowe, nawet te z beczki w osiedlowym warzywniaku, nie będą tak pyszne jak domowe. Rzecz w przyprawach, a więc głównie czosnku, chrzanie i koprze. Nie powinno się ich żałować, co niestety jest na porządku dziennym w produkcji przemysłowej. Dlatego ogórki najlepiej zrobić samemu. To bardzo proste i daje frajdy, gdy z każdym dniem zaczynają smakować inaczej. Żeby wszytko dobrze się udało, pamiętajcie o złotej proporcji:
Na każdy litr wody przypada czubata łyżka soli
Jeszcze kilka rad:
- Najlepsze ogórki do kiszenia to te z własnego ogródka. Jeśli nie macie, odczekajcie chwilę, zanim pierwsze pojawiają się w handlu. Raz, że drogie, dwa, że mogą być przenawożone. Potem kiście ile fabryka dała!
- Dobre ogórki do kiszenia to te od małych do średnich. Powinny być twarde i bez zmarszczek na skórce.
- Odwieczny bój toczy się o wodę do kiszenia. Ma być przegotowana czy nie? Solankę zawsze robimy z wody świeżej, prosto z kranu, i ogórki wychodzą doskonałe. Także przegotowywanie możecie sobie darować.
- Do kiszenia używamy naczyń szklanych bądź kamionki. Broń boże nie plastikowych!
Tak zrób: Ogórki (1,5 kg) umyj. Przepłucz też koper (średni pęczek) oraz liście i korzeń chrzanu – około 15-20 cm kawałek. Dwie główki czosnku bez obierania przekrój w poprzek. W 1,5-2 litrów wody rozpuść sól zgodnie z podaną powyżej proporcją. W naczyniu układaj ciasno naprzemiennie wszystkie składniki, zalej solanką, przykryj i odstaw. Niektórzy dodają też liść dębu, liście porzeczki, liście laurowe, ziele angielskie, gorczycę lub pieprz. Jeśli lubicie, eksperymentujcie. Na początek zawsze jednak najlepiej wypróbować klasyczną recepturę 🙂 Ogórki można jeść już po dwóch dobach kiszenia, jednak u nas pierwsze znikają przeważnie już kolejnego dnia i możemy się założyć, że u wast też tak będzie 😉
Na zdjęciach ogórki po prawie trzech dniach kiszenia.