Mięsne galarety najlepsze wychodzą ze świńskich nóżek, ale nie ma nic za darmo – to też prawdziwe bomby cholesterolowe. Galareta ścina się dzięki żelatynie zawartej w kościach. Uczciwie zrobiona nie potrzebuje żelatyny w proszku. Nawet jeśli gotujemy porządny rosół on też w lodówce powinien zamienić się w galaretę. Zresztą, galareta to nic innego jak właśnie rosół czy też bulion, tyle że w innym stanie skupienia.
Niestety, najwięcej cholesterolu jest właśnie w kościach i szpiku – szczególnie świńskich – dzięki którym rosoły zawdzięczają swój smak, a galareta galaretowatość. W galarecie najprościej i najzdrowiej będzie zastąpić wieprzowinę drobiem, a najlepszy będzie indyk – mięso o ciemniejszym kolorze i bardziej aromatyczne niż kurczak. Dobrze doprawiona galareta z indyka będzie wyglądem i smakiem przypominać galaretę wieprzową. Tego samego nie można już powiedzieć o galarecie ze zwykłego kurczaka, który w tej formie kulinarnej sprawdza się słabo.
Czy jedzenie galarety może być częścią diety funkcjonalnej? Oczywiście. Naturalna żelatyna jest źródłem kolagenu, który jako składnik suplementów diety jest stosowany przez osoby borykające się z problemami stawowymi. Kolagen to główny budulec tkanki łącznej. Jest ona także składnikiem preparatów poprawiających kondycję skóry, włosów i paznokci. Suplementy kolagenowe przeważnie nie należą do najtańszych. A przecież kilka lub kilkanaście lat temu praktycznie wcale nie było ich na rynku. Podobnie jak wielu innych preparatów.
Jak sobie wtedy radzono? Oczywiście włączając do diety galarety. Niektórzy ortopedzi, fizjoterapeuci i trenerzy nadal wam to zalecą, jeśli strzyka was w stawach. Rzecz jasna nie trzeba codziennie zajadać się galaretami mięsnymi, bo to też nie byłoby najlepsze dla zdrowia. Wyjściem jest przygotowanie zwykłej galaretki owocowej z dodatkową porcją żelatyny. I mamy gotowy domowy suplement diety. Galareta powinna być bardzo sztywna. Wtedy wystarczy zjeść codziennie niewielką porcję, a resztę trzymać w lodówce. Taką galaretę wystarczy zrobić raz w tygodniu – nie zepsuje się – i po kawałku sobie wydzielać. Wracając jednak do galarety z indyka:
SKŁADNIKI:
– Dwie golonki z indyka
– Marchewka z zielonym groszkiem – można użyć mrożonki, ale odradzam sięganie po mieszaki w puszkach
– Cebula
– Czosnek
– Świeża bazylia – świetnie pasuje do galarety
– Sól, pieprz
– Żelatyna
– Jajko ugotowane na twardo
GOTOWANIE:
Indyka gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem posiekanej i uprażonej na suchej patelni cebuli ( da smak i kolor) przez dwie godziny – mięso będzie mięciutkie, a kości się wygotują. Golonki wyjmujemy. Do bulionu dodajemy marchewkę z groszkiem oraz posiekany czosnek i gotujemy około 5 minut. Doprawiamy świeżo mielonym czarnym pieprzem. Mięso obieramy i siekamy razem ze skórą, a następnie wkładamy z powrotem do garnka. Zagotowujemy. Dodajemy żelatynę w ilości mniej więcej 60 proc. zalecanej na opakowaniu – puściły ją już kości i mięso – dokładnie mieszamy, wyłączamy ogień, a na koniec dorzucamy jeszcze posiekane listki świeżej bazylii. Miseczkę wykładamy plasterkami jajka i zalewamy zawartością garnka. Gdy wystygnie, wkładamy do lodówki i czekamy aż stężeje. Galareta z indyka najlepiej smakuje skropiona świeżym sokiem z cytryny.