W markecie ostatnio zobaczyłem taki oto widok – w skrzynce po kalarepie była cała góra liści. Klienci po prostu je obrywali i zabierali samą bulwę. To ogromy błąd, bo przecież je też można jeść, w dodatku są bardzo smaczne i jak każda zielenina – bardzo zdrowe.
Kalarepa to niezwykle wszechstronne warzywo kapustowate, choć mam wrażenie, że troszkę niedoceniane. W smaku przypomina połączenie rzodkiewki z kalafiorem. Jest chrupiąca i bardzo soczysta. Często po prostu kroję ją na plasterki i zjadam jak jabłko. I używam do przygotowania wielu dań. Klasyka to oczywiście zupa – kalarepowa lub zwykła jarzynowa. Kalarepę można też jednak przyrządzić na gęsto i wykorzystać do niezliczonych sałatek. A co liśćmi? Absolutnie ich nie wyrzucajcie!
Świeża, młoda kalarepa w sklepie czy na targu zawsze zwieńczona jest dorodną kiścią. Czasami zdarza się, że skrzynce leżą same bulwy, przeważnie oznacza to, że po prostu zwiędły i zostały oberwane. Szukajcie więc młodej kalarepki razem z liśćmi, także dla tego, że po prostu można je wykorzystać w kuchni.
Posiekane listki razem z łodyżkami dodaję do zupy kalarepowej. Wygląda dzięki nim dużo bardziej apetycznie. Całe warzywo można przygotować też na gęsto, podobnie jak marchewkę z groszkiem. Same liście bez łodygi dodaję natomiast do sałatek, podobnie jak zwykłą kapustę. Można je porwać lub drobno pokroić. Wiem też jednak, że niektórzy smażą liście kalarepy w tempurze niczym kwiaty cukinii albo robią z nich pesto. Bardzo ciekawi mnie, jak może to smakować.
Kalarepa to świetne źródło witaminy C, błonnika czy luteiny. Liście dodatkowo dostarczają nam oczyszczającego chlorofilu.
Wkrótce przygotuję kilka przepisów z kalarepą w roli głównej, w których wykorzystam także listki. Mam nadzieję, że uda mi się was przekonać, że to świetny składnik i grzechem jest, gdy lądują w koszu.