Zatłoczone plaże, na każdym kroku stragany, pijani ludzie i złe jedzenie, czyli wakacje nad polskim morzem w pigułce. Jeśli właśnie tego szukacie, jak tysiące rodaków każdego roku, trio Władysławowo, Jastrzębia Góra, Karwia obdaruje was bardzo hojnie, a nawet dorzuci kilka bonusów. Nam jednak w tych odmętach bylejakości udało się złowić kilka perełek.
Władysławowo
Ogromne korki i rzeka ludzi przelewająca się chodnikami przy głównych ulicach – nie mamy żadnych wątpliwości, że trafiliśmy w miejsce wielce pożądane. Władysławowo to dawna wioska rybacka, a dziś siedziba gminy miejsko-wiejskiej położonej nad Bałtykiem i Zatoką Pucką. Jeden z najpopularniejszych kurortów nad naszym morzem, mocno przytłoczony własną sławą. Pięć minut na głównym deptaku miasta wystarczyło, by podjąć decyzję o natychmiastowej ewakuacji. Nie ma innego wyjścia, chyba że chcecie dołączyć się do niekończącego się tłumu ludzi podążającego nie wiadomo gdzie i po co. Trzeba się wbić w jego rytm, nagłe przystanięcie, o ile nie zawinie się pod jakiś stragan, może spowodować kolizję i zator. Trzeba uważać, żeby nie skończyło się bitwą na świderki. A zatem kierunek port.
We Władysławowie znajduje się port morski, punt obowiązkowy wycieczki. Jeśli szukacie choć trochę autentyczności i morskiego klimatu, w portach zawsze możecie na nie liczyć. Tu tłumów nie było. Port nie jest duży, większość jednostek to kutry rybackie lub kutry rybackie przerobione na statki wycieczkowe. Można swobodnie chodzić prawie po całym terenie i podejrzeć, jak dzisiaj żyją nad Bałtykiem nieliczni ludzie morza trudniący się rybołówstwem.
We władysławowskim porcie warto zajrzeć do smażalni “Liwia” położonej tuż przy basenach. Zamawiając tam “rybkę” kierowaliśmy się rekomendacją i się nie zawiedliśmy. Dorsz był świeży i bardzo dobrze usmażony, frytki “łódeczki” złociste i chrupiące, dodatkowo plus pięć do smaku za widok na kutry.
We Władysławowie natrafiliśmy też na bardzo udany bałtycki street food – smażalnie Fiszka. Dostaniecie tam świeżo smażone szprotki w kartonowym pudełku, które można zabrać ze sobą i chrupać w całości w drodze na plażę. Szprotki, dotąd prawie nieobecne w bałtyckiej gastronomii, w tej formie mogą zrobić karierę. Do wyboru jest kilka sosów, szkoda, że to gotowce. Tak czy inaczej, koniecznie spróbujcie. Smażalnie Fiszka to sieciówka, możecie spotkać je też w innych nadmorskich miejscowościach.
Rozewie
Zmierzając z Władysławowa w kierunku Jastrzębiej Góry warto zatrzymać się w Rozewiu. Na przylądku znajduje się zabytkowa latarnia morska z 1822 roku. W sezonie trzeba liczyć się z kolejkami, ale mimo to warto warto wspiąć się na szczyt, po drodze liznąć trochę o historii przylądka i latarnictwie, a potem nacieszyć się ładnym widokiem.
Jastrzębia Góra
Jeśli nie cierpicie na ostrą formę agorafobii, zarezerwujcie kilka godzin w miasteczku, a formalnie wsi będącej sołectwem Władysławowa, czyli w Jastrzębiej Górze. Nie ma tu portu, na głównej ulicy i promenadzie niebotyczne tłumy, ale jest tu kilka miejsc wartych uwagi.
W Jastrzębiej Górze znajduje się miejsce wyjątkowe. To najdalej wysunięty na północ punkt Polski. Znajduje się tu obelisk “Gwiazda północy” i rozpościera piękny widok z klifu na plażę i morze.
Większość osób odwiedzających Jastrzębią Górę kieruje kroki na na Promenadę Światowida będącą centralnym punktem miejscowości. Dojść można nią do skraju klifu, gdzie turyści masowo robią sobie zdjęcia i dalej zejść na plażę. Jedną z atrakcji deptaku jest fontanna otoczona wianuszkiem ławek, choć w dniu naszej wizyty wyłączona. Poza tym jak wszędzie stragany, uliczni grajkowie i inni sztukmistrze. Mieliśmy szczęście, bo akurat trafiliśmy na imprezę Koła Gospodyń Wiejskich z Jastrzębiej Górze i występy kaszubskie. Panie wystawiły swoje wyroby, w tym różne rodzaje śledzi. Spróbowaliśmy wersji z przyprawami korzennymi. Były całkiem niezłe, choć może trochę zbyt octowe. Fajnie, że mieszkańcom nadbałtyckich kurortów chce się pokazać trochę swojego folkloru.
Jedno miejsce w Jastrzębiej Górze chcemy szczególnie polecić. To wędzarnia na promenadzie. Przyjrzyjcie się rybom sprzedawanym w większości sklepów w turystycznych miejscowościach nad Bałtykiem. To dokładnie te same produkty, które możecie kupić w większości supermarketów w dowolnym punkcie Polski. Przy deptakach jest oczywiście zapłacicie za nie dwa razy drożej. W wędzarni na promenadzie jest inaczej. Stoją tu trzy duże piece w sezonie nieustannie wypełnione aromatycznym dymem. Jest duża szansa, że rybę dostaniecie jeszcze ciepłą. Większość z nich pochodzi z Bałtyku, ale można też spróbować świeżo wędzonych krewetek. Wszystkie produkty dostępne są też w znajdującym się w ramach kompleksu sklepiku. Fani ryb powinni być zadowoleni. Zamówiliśmy dzwonko z jesiotra, ikrę z dorsza i kilka krewetek. Było warto.
Karwia
Jadąc dalej na zachód w końcu dojeżdżamy do Karwi. To kolejna wieś należąca do gminy Władysławowo, znajdziecie tu to samo, co u sąsiadów, ale w mniejszej skali – kulinarnie dominują kebaby.
W Karwi wstąpiliśmy do jednej z restauracji przy deptaku, jednak lepiej spuścić na to zasłonę milczenia – zamówione flądry nie były usmażone, a ugotowane w oleju i zupełnie pozbawione przypraw, nawet soli. Wieś ma jednak wielką zaletę – jeśli pojedziecie ulicą Wojska Polskiego wzdłuż wybrzeża w stronę Dębek jakieś 2-3 km od centrum Karwi zaczyna się ładna, szeroka i pozbawiona tłumów plaża z bezpośrednim wejściem. To właśnie dla takich miejsc przyjechaliśmy nad Bałtyk.