Polacy ciągle uczą się jedzenia wołowiny w różnych stopniach wysmażenia. Nadal w restauracjach zdarzają się oburzeni klienci, którzy za różowe mięso po rozkrojeniu befsztyka potrafią zrobić karczemną awanturę kucharzowi. Pod zrzutem rzecz jasna, że truje surowizną. Bez komentarza… Jeśli jednak ktoś będzie chciał was uraczyć na półsurowym kurczakiem, bijcie na alarm!
Smakosze są poruszeni zdjęciem opublikowanym przez australijską użytkowniczkę Facebooka, na którym uwieczniono stripsy z kurczaka wysmażone w stopniu medium rare, czyli gdzieś w połowie skali od wysmażonego do zupełnie krwistego mięsa.
“Są tak dobre, że aż nie mogę uwierzyć, że wcześniej tego nie spróbowałam. Nie mogę doczekać się aż się w niego wgryzę” – napisała Morgan Jane Gibbs.
Gdyby chodziło o szlachetną wołowinę, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. To mięso je się nawet zupełnie surowe (tatar) i jest to zgodne ze sztuką kulinarną. Ale żeby tak potraktować kurczaka?
Widok półsurowego kurczaka gotowego do zjedzenia z jakiegoś powodu dla większości osób jest odpychający. Trudno powiedzieć, dlaczego. Przecież kaczkę również podaje się w różnych stopniach wysmażenia. Chodzi więc o kolor mięsa? Musi być powód, że tak kurczaka po prostu się nie podaje. Obiegowa opinia mówi, że takie mięso może być niebezpieczne dla zdrowia ze względu na ryzyka zarażenia salmonellą. Tylko czy inne rodzaje nie są? Tak czy inaczej, my byśmy tego nie tknęli…